Miejscowe legendy

Krzczonów – legenda o mogiłach szwedzkich/”śmierdzącym”

„Dawno, dawno temu królewska wieś Krzczonów była świadkiem wielkiej bitwy. W tym czasie Szwedzi kilkakrotnie zalewali Polskę o czym do dziś się pamięta jako o „potopie szwedzkim”. Król szwedzki Karol Gustaw ruszył prawym brzegiem Wisły zajmując wszystkie miasta po drodze. Cały wrzesień oblegał twierdzę Zamość, aż się poddała.

W tym samym czasie młody pułkownik Torneskold zwany „Sokołem Skandynawii” posłuszny rozkazowi króla, z rajtarami i częścią piechoty ruszył na zwiad. Szedł przez Lublin i Krzczonów w stronę Piask. Ruch oddziałów wykryli Liwini pod dowództwem wojewody Sapiehy. Sapieha był to dzielny i mądry rycerz nie bojący się niczego. Szwedzi stanęli na odpoczynek między Krzczonowem a Żukowem. Zwycięstwo uśpiło ich czujność i zaniechali koniecznej ostrożności. Tymczasem Sapieha podążywszy za Szwedami schował się w pobliskich lasach okrążając ich. Szwedzi niczego nie przeczuwając, udali się spokojnie na spoczynek.

O brzasku obudził ich huk armat z trzech stron, a z lasu wyłoniły się wojska wojewody okrążając obozowisko. Zanim dowódca szwedzki zrozumiał w czym rzecz, został otoczony i wtedy zostało tylko jedno: zginąć z honorem. Próbował jeszcze wysłać posłańca po pomoc, ale się nie udało. Rajtarzy, piechurzy cięci szablami bez litości, w jarach, w lesie i po strumykach rzecznych, padali przy błękitnym sztandarze swego króla, tak „że ani jeden świadek klęski nie uszedł”.

O powodzeniu bitwy zdecydowała szybkość z jaką Sapieha zaatakował i ustąpił. Jak głosi wieść „nie było komu pogrzebać pobitych Szwedów”, gdyż spodziewano się pomocy od króla szwedzkiego. Litwini pogrzebali szybko swoich na wzgórzach, w pobliżu źródła. Chłopi zaś mieli zająć się oficerami i żołnierzami szwedzkimi. Przestraszeni uciekli do lasu bojąc się zemsty Szwedów. Niepogrzebane ciała ze względu na upalny dzień zaczęły się psuć i śmierdzieć, wydane na łup ptactwa, wilków i psów. Gdy wrócili chłopi z lasu, zastali straszny widok: ogromny smród i setki zwłok bez rąk, nóg i innych części ciała leżące pokotem. Widok był przerażający. Staraniem miejscowego plebana, w obawie kary Bożej i zarazy, żołnierzy pochowano na miejscu bitwy: w lasach i na wzgórzach. Szwedzkich oficerów powieziono do Krzczonowa, ale jako innowierców nie pochowano na cmentarzu kościelnym tylko na starym „cmentarzysku pogańskim”. Odtąd cmentarzysko prehistoryczne nazwano „szwedzkimi mogiłami”.

Od setek lat dziadkowie wnukom śpiewają pieść o tajemniczych Krzczonowskich kurhanach. „Cicho silny las szumi, stare drzemią kurhany, smutek jakiś się wlecze poprzez wzgórki i łany. Dziad wnukowi z uśmiechem opowiada o czasach, co się skryły w mogiłach, zagłębiły w lasach. Słychać wrzaski Tatarów, krzyki Szwedów, Kozaków, Czarneckiego rozkazy, Batorego junaków. Chłopię głowę schyliło i cichutko spytało: czy na prawdę dziaduniu, tak w Krzczonowie się działo?”

Opracował: A.M., kl. V, 1999 r.

Źródło: Krzczonowski Gościniec, Nr 1/2006 r., str. 5-6

 

Kosarzew – legenda o Kosarynie

Dawno, bardzo dawno temu, kiedy w Kosarzewie był wielki dwór, mieszkał tam wielce bogaty szlachcic. Nazywał się Kosaryn. Miał on trzy córki – Teklę, Urszulę i Stróżynkę. Córki bardzo kochały swojego ojca i ojciec bardzo kochał swe córki.

Pewnego razu Kosaryn zachorował na poważną chorobę, na którą w tamtych czasach nie było lekarstwa. Jego córki siedziały ciągle przy nim, trzymając go za ręce. Przed śmiercią szlachcic każdej z córek zapisał w spadku jedną z pobliskich wiosek, należących do niego. Miejscowości te otrzymały potem nazwy pochodzące od imion swoich właścicieli.

Dlatego właśnie wsie noszą nazwy: Kosarzew, Teklin, Urszulin, Stróża.

Dawnych dziedziców już nie ma, ale przypominają nam o nich nazwy naszych miejscowości

Na podstawie opowiadania Barbary Mróz

Źródło: Krzczonowski Gościniec, Nr 1/2006 r., str. 6

 

Kosarzew – legenda o diable na mostku

W Kosarzewie znajdują się źródła rzeczki Kosarzewki. Dla łatwiejszego przechodzenia z jednego brzegu  na drugi tu i ówdzie zbudowano mostki. Podobno na mostku na Kosarzewce, który znajduje się niedaleko kościoła polskokatolickiego, o zmierzchu widywano czasami małego panka z kopytkiem. O tej porze ludzie starali się omijać to miejsce.

W latach 90-tych w miejsce starego zbudowano został nowy kościół polskokatolicki. Od tej pory nikt nigdy więcej diabła tam nie widział.

Na podstawie opowieści babci Katarzyny Zaręby

Źródło: Krzczonowski Gościniec, Nr 1/2006 r., str 6

 

Kosarzew – legenda o złotej skrzyni

Przed wojną w Kosarzewie znajdował się dwór. Dziś miej więcej na tym miejscu stoi budynek dawnego domu kultury. Gdzieś na polach za nim znajduje się miejsce szczególne.

Właśnie tam pewnego razu podczas orki jeden z mieszkańców wioski usłyszał jakiś dziwny hałas. Obejrzał się za siebie – i co zobaczył? Dół ogromny, na dnie którego znajdował się metalowy, prostokątny przedmiot. Skrzynia! Przez uchylone wieko widać było, że jest pełna złota! Prędko zwiedzieli się o tym najbliżsi mieszkańcy i przybiegli. Gdy jednak próbowali ją jakoś wyciągnąć, ziemia zaczęła się osuwać. O rety! Rozległ się znowu wielki huk i skarb znikł w czeluściach!… Pozostał po nim jedynie spory dół. Od tej pory nikt nie starał się dostać do tego majątku, bo zbyt głęboko się schował.

Na podstawie opowieści dziadka Eweliny Zabratańskiej i Barbary Kowalik

Źródło: Krzczonowski Gościniec, Nr 1/2006 r., str. 6

 

Nowiny Żukowskie – legenda o powstaniu „koleni”

Krzczonów był wsią królewską. Królowie puszczali tę wieś w dzierżawę różnym możnym panom, a ci uciskali swój lud bez miłosierdzia. Było to przyczyną wielu nieszczęść. W tym miejscu stał dwór bogatego tyrana. Bogaty magnat, był człowiekiem okrutnym, niegodziwym, podłym ciemiężcą ludu. Dawał się tak we znaki biednemu ludowi, że ten, w swej niedoli, nie mogąc uzyskać znikąd pomocy modlił się o miłosierdzie albo spraszał klątwy na tyrana. Padały słowa: „… abyś się pod ziemię zapadł…”. I tak się stało. Którejś nocy cały dwór, jego majątek, służba i cały dobytek razem ze złym panem tyranem zniknął – zapadł się, a na tym miejscu pojawił się staw „koleń”.

Fragment opracowania Ewy Skoczylas

Źródło: Krzczonowski Gościniec, Nr 1/2006 r., str. 7

 

Olszanka – legenda o rzece Olszanka

„Wieś Olszanka położona jest w obrębie Krzczonowskiego Parku Krajobrazowego charakteryzującego się falistą rzeźbą terenu. Do XVI wieku wieś ta nosiła nazwę Krzyżowa Wola i była wsią pańszczyźnianą. Chłopi z tej wsi odrabiali pańszczyznę u dziedzica z Krzczonowa, który łupił z nich skórę.

W XVII wieku dochodziło do buntów chłopskich. Wtedy też zmieniono nazwę wsi na Olszankę. Nazwę tę przyjęto od nazwy rzeki Olszanki, płynącej przez środek wsi, a wypływającej z lasu olchowego. O źródłach tej rzeki wśród miejscowej ludności krąży wiele legend.

Źródła występujące w lesie tworzyły wielkie i głębokie okna wodne. Krąży wieść, iż kiedyś dawno temu jeden z miejscowych panów przejeżdżając obok chciał napoić konie. Podjechał zbyt blisko i konie wraz z powozem zapadły się w tej topieli. Podobno po wielu talach szczątki wozu i kości koni wypłynęły przy źródłach w Sobieskiej Woli.

Miejscowy chłop, już nieżyjący Władysław Chrust, chcąc sprawdzić wiarygodność tego opowiadania ściął w lesie najwyższą sosnę i z pomocą innych włożył ją w okno wodne. Sosna zapadła się bez śladu. Ludzie uwierzyli w te opowiadania”.

Opracowanie: K. G. kl. IV, 2002 r.

Źródło: Krzczonowski Gościniec, Nr 1/2006 r., str. 8

 

Krzczonów Trzeci – legenda o dzwonnicy w „stokach”

W Krzczonowie Trzecim przy tzw. „nowej drodze” jest pewne tajemnicze miejsce. Przy końcu wsi znajduje się ostoja drzew, która porasta dolinę między polami uprawnymi. Miejscowa ludność nazywa ją „stokami”. W „stokach” bije źródełko krystalicznie czystej wody, którą ludzie czerpali na długo przed pojawieniem się wodociągu we wsi.

Wiele lat temu, na szczycie „stoków” znajdowała się dzwonnica. Według niektórych podań był tu też mały kościół. Pewnego dnia ni stąd ni zowąt dzwonnica (razem z kościołem) zniknęła bez śladu. Od tamtego czasu mieszkańcy starali się omijać to miejsce szerokim łukiem.

Dziś niektórzy twierdzą, że gdy przebywa się w „stokach” można odnieść wrażenie, że ktoś stoi za drzewami i bacznie obserwuje znajdujące się tam osoby. Rolnicy, którzy uprawiają pola w okolicach „stoków”, czasami natrafiają podczas orki na duże, gładkie, ciosane kamienie. Kto wie? Być może są to kamienie z ów tajemniczej dzwonnicy?

Opracowanie: Ł.S., 2016 r.

 

Krzczonów – legenda o Bełzie

W Krzczonowie, niedaleko miejsca skąd bierze swój początek rzeka Bełza, w małej biednej chatce mieszkała staruszka o imieniu Bogusława, za swoją kochaną wnuczką Jadzią. Gdy Jadzia była jeszcze dzieckiem, jej rodzice zmarli. Od tamtej pory mieszkała z babcią, która staja się jej najbliższą osobą. Uczyła się w wiejskiej szkole, tak jak dzieci z okolicy. Była bardzo sumienna. Po szkole szybko wracała do domu, by pomóc babci w gospodarskich zajęciach.

Wieczorem – po ciężkiej pracy wybierały się obie na dalekie spacery, by podziwiać przyrodę i porozmawiać o wydarzeniach dnia codziennego. Przysiadały więc często na przydrożnych kamieniach, a wtedy babcia Bogusia wyjmowała stary notatnik, w którym zapisana była historia Krzczonowa. Wspominając swoje dzieciństwo uczyła Jadzię fragmentu pieśni: „Płynie Bełza po krzczonowskiej ziemi, jak płynęła przed tysiącem lat, wiąże nurtem jak nićmi srebrnymi dzień dzisiejszy i miniony świat„. Dzień za dniem płynęły powoli.

Pewnego ranka babcia poczuła się źle i nie mogła wstać z łóżka. Nie było na tę chorobę żadnego lekarstwa, lecz Jadzia wierzyła, że wszystko się dobrze skończy, więc mówiła do babci: „Nie martw się babciu, zaopiekuję się tobą i szybko wyzdrowiejesz„. Jadzia miała łzy w oczach, bo babcia była coraz słabsza i szeptała tymi słowy: „Moje drogie dziecko, mam już swoje lata i na mnie w końcu przyjdzie czas…” Dziewczynka straciła już całkowicie wiarę, ale przypadkiem usłyszała rozmowę dwóch starszych kobiet.

Ich rozmowa dotyczyła źródła Bełzy. Jedna z kobiet mówiła, że słyszała o uzdrawiającej mocy źródeł, które mogą wyleczyć różne choroby. Usłyszawszy to Jadzia szybko pobiegła w stronę domu, a potem do źródła, by nabrać wody dla babci. Od tej pory wraz  z lekarstwami codziennie dawała babci do picia tę wodę. Po kilku dniach babcia na tyle poczuła się lepiej, że mogła wstać z łóżka. W domu zapanowała radość! Teraz babcia i wnuczka szczególnie troszczą się o te źródła, oczyszczając je, by tym samym odpłacić się za uzdrawiającą wodę.

Przechodząc obok rzeki Bełzy można usłyszeć tajemniczy szum; rzeka szepcze o zdrowej wodzie ze źródeł, o dawnej historii wsi, o tradycjach i ludziach. Zna ona te i odległe dzieje i te współczesne.

Opracowanie: MG kl. V, 1999 r.

Źródło: Krzczonowski Gościniec, Nr 1/2006 r., str. 5